Talisker Port Ruighe – test whisky
Whisky Talisker Port Ruighe
Whisky morzem pachnąca! Nie rybą, nie starym kutrem – po prostu morzem. Wiatrem, morską wodą, bryzą. Oto Talisker. Taliskerki, które przyszło mi w życiu spróbować, (no prawie) nigdy mnie nie zawiodły. Czy to bardziej podstawowe (jak np. Talisker Dark Storm), czy też jakieś rarytasiki od niezależnych bottlerów. Zawsze było to przyjemne doznanie (niekiedy mniej, a niekiedy bardziej). Ostatnio złapałem się na tym, że nie mam na swojej liście „odhaczonej” jednej, dość powszechnie dostępnej edycji. O czym mowa? O Talisker Port Ruighe.
Pewnie wszyscy albo 99% fanów whisky wie, że siedzibą destylarni jest wyspa Skye. To druga co do wielkości wyspa Szkocji. Leży stosunkowo daleko na północy, mniej więcej na szerokości geograficznej, na jakiej leży też region Speyside. Formalnie więc whisky Talisker należy do regionu Highlands, no chyba, że ktoś (np. ja 😉 ) podziela pogląd o wydzieleniu odrębnego regionu Wyspy. Zakład należy do alkoholowego potentata – Diageo.
Single malt Talisker Port Ruighe jest edycją, w której tradycyjne i typowe dojrzewanie w beczkach ex-burbon wzbogacono poprzez finiszowanie. W tym przypadku ostatnie szlify alkohol zbierał w beczkach po porto ruby. Jak na Talisker przystało, whisky ta nie jest filtrowana na zimno, zabutelkowana z „taliskerową” mocą 45,8% alk. Whisky nie ma określonego wieku.
Moja opinia o Talisker Port Ruighe
Wzrok: ciemny bursztyn
Zapach: słodkie owoce, dżem z leśnych owoców, pieprz kolorowy, zapach morza
Smak: trochę winny, lekko owocowy, szczypta pieprzu, czekolada z rodzynkami, dym z ogniska
Finisz: długi, suszone owoce, lekko pikantny
Cena: 200 – 250 złotych
Jeśli jesteś fanką/fanem destylarni Talisker, to edycja Port Ruighe może Ci się… No właśnie, albo się spodoba albo zupełnie nie podejdzie. Spotkałem bowiem dość skrajne opinie na jej temat i sam mam pewne wątpliwości. Skąd one się biorą? Otóż, co by nie mówić, Talisker należy do whisky dymnych, a przy tym bardzo morskich. Czuć w niej całą potęgę morza – przede wszystkim zapach morskiej wody i wiatru, do tego zapach wodorostów, posmak soli. W wersji Port Ruighe tej mocy jest niezbyt dużo. W tym cały szkopuł.
Beczki po porto w sposób dość zdecydowany wpłynęły na tą whisky. Jest ona delikatniejsza, łagodniejsza, bardziej „przyswajalna”. Pamiętam, że za pierwszym razem Talisker Port Ruighe mnie zaciekawiła: „Wow, jaki niespotykany winny posmak!” Później jednak nabrałem do niej więcej dystansu i trochę mi przeszkadzała ta łagodność. Talisker to jednak powinno być BOOM! Po prostu trzeba się liczyć z tym, że ta wersja Talisker, choć nadal morska i dymna, jest dużo łagodniejsza. Bardziej owocowa, bardziej słodka, łatwiejsza – oczywiście moim zdaniem. Nie mam zamiaru na nią narzekać, jest to po prostu dobra pozycja na wieczorny dram.
Na koniec coś, co może nastręczać problemu. Wymowa! Port Ruighe należy wymawiać jako Port Rii/Rij, nie żadne Ruż czy Rudż. Więcej o wymowie innych nazw można poczytać w tym ➡️➡️ artykule.