Bunnahabhain 2008 The Octave – test whisky
Gdy się poczyta trochę opinii o whisky na różnych forach czy w social mediach, można odnieść wrażenie, że królują dwie rzeczy. Po pierwsze – torfowe potwory z Islay. Po drugie – whisky przepełnione charakterem sherry. W takim razie dzisiaj kontra z mojej strony! Oto Bunnahabhain 2008 od Duncana Taylora. Whisky z Islay, ale nie torfowa, z klasycznego burboncask’a, jedynie z lekkim finiszem sherry.
Bunnahabhain i z dymem i bez
To nie jest tak, że na wyspie Islay produkuje się tylko single malt dymno-torfowe. Bez wątpienia taki rodzaj whisky dominuje w tym regionie. Niemniej, można znaleźć też inne produkty. Pierwsze, które przychodzą do głowy to delikatne i floralne Bruichladdich oraz morskie Bunnahabhain. Choć obydwie gorzelnie mają w swoim portfolio także single malt torfowe.
Destylarnia Bunnahabhain mnie osobiście bardziej kojarzy się z tymi edycjami nietorfowymi. Co prawda, w tych wydaniach Bunny (takiej pieszczotliwej nazwy używają fani tej gorzelni) dymek gdzieś się tli. Jednak trudno nazwać takie produkty whisky torfowymi. Tym bardziej, że „za rogiem” produkuje się laphroagi czy caol ile.
Bunnahabhain 2008 The Octave pochodzi od znanego niezależnego bottlera Duncana Taylora. To ceniona firma mogąca poszczycić się wieloma ciekawymi edycjami. Jedną z serii jest The Octave. To eksperymentowanie z dojrzewaniem alkoholu w małych beczkach. Tzw. oktawy mają ok. 50-60 litrów pojemności. Ta niewielka pojemność daje większy kontakt dębiny ze spirytusem. Efektem jest mocniejsze oddziaływanie beczki, co wpływa na charakter trunku.
Moja Bunna dojrzewała w klasycznej beczce (nr 3813735) przez 8 lat, by następnie trafić na 5 miesięcy do oktawy ex-sherry. W efekcie powstało dokładnie 49 butelek. Poziom alkoholu zatrzymał się na 52%. Whisky oczywiście nie jest filtrowana, nie jest barwiona jak na single cask przystało.
Moja opinia o Bunnahabhain 2008 The Octave
Wzrok: jasnożółty
Zapach: solony karmel, solone orzeszki, czyli solone orzeszki w karmelu 🙂 , miód, wióry drewna, wiatr od morza, leciutki dym
Smak: słodkawo-słony, wanilia, karmel, oliwa, bardzo miła goryczka na końcu
Finisz: goryczkowy, bardziej słony niż słodki, przyjemnie długi
Czy jest coś innego w tej Bunnahabhain?
Jeśli lubisz whisky Bunnahabhain, to ta pozycja pewnie też Ci się spodoba. Jest w niej wszystko to, za co kochamy Bunkę. Jest morze, jest sól, są orzeszki prażone. Co prawda, z uwagi na dość młody wiek, brakuje jej troszkę ciałka. Niemniej, to pozycja godna uwagi, w bardzo rozsądnej relacji ceny do jakości.
Na dzień dobry w nosie czuć przede wszystkim młodość destylatu. Warto więc na chwilę odstawić kieliszek. Niech etanol pójdzie precz! W nagrodę dostaniemy zapach morza, słonych orzeszków i solonego karmelu. Ja uwielbiam takie klimaty. Oprócz nich pojawia się też coś owocowego – jakby nektarynka albo pomarańcza. No ale dominantą jest morze, morskość, wiatr od morza, sól.
W smaku jest bardzo przyjemnie. Moc 52% absolutnie nie przeszkadza w degustacji. Znowu pojawia się solony karmel, orzeszki, ale także oliwa (nie wiem z którego tłoczenia 😉 ). W posmaku przyjemna goryczka.
Bardzo zgrabna whisky. Morska, nieco owocowa, słodkawa. Ta single malt da radość każdemu, kto stroni od topornych torfów albo od przesherrowanych whisky.
Jeśli na Twojej drodze stanie jakaś przemiła dusza lub dusze i dostaniesz możliwość zapoznania się z tą Bunnahabhain, nie wahaj się. Smakuj, raduj się, a tym dobrodziejom serdecznie podziękuj!
DZIĘKUJĘ!