Tobermory Port Pipe 12yo – test whisky
Whisky Tobermory Port Pipe 12yo
Świat whisky zalewany jest przeróżnymi wynalazkami. Odnoszę wrażenie, że obecnie nie można już robić „normalnej” whisky, po prostu musi być coś w niej „innego”. A to megasherrybomby, a to abstrakcyjne zakresy „torfowych ppm’ów”, a to beczki po „bógwieczym”. W wielu gorzelniach władzę przejęły chyba działy marketingu zamiast master distiller’ów 😉 . W całym tym galimatiasie nie trudno nadziać się na słabą whisky, często za kwotę niewspółmierną do jakości. Sztuką jest trafić cymesik. Czy najnowsza, limitowana Tobermory 12yo Port Pipe Finish należy do pierwszej czy do drugiej grupy?
Zanim jednak o samej Tobermory, to warto w tym momencie wspomnieć, że pewnie już za chwilę pojawią się zupełnie nowe „finisze” whisky. Mija bowiem okrągły rok od czasu, gdy Scotch Whisky Association (SWA) poluzowała regulacje dotyczące dopuszczalnych beczek do starzenia whisky. Mówiąc krótko – dopuszczalne jest wszystko, co nie jest zabronione przez SWA (np. wykluczono używanie beczek po winach z pestkowców). Jednak to temat rzeka, który niewątpliwie zasługuje na odrębny artykuł. Wracając zaś do naszej whisky z Mull – finisz w beczkach po porto już nikogo nie dziwi, to chyba drugi najpopularniejszy (zaraz po sherry) sposób finiszowania whisky. Czy słodkie porto daje dobre rezultaty? Zwykle tak, choć zdarzały się zupełnie nijakie wyjątki.
Tobermory Port Pipe 12yo została wydestylowana w 2007 roku. Do 2016 roku spokojnie spała sobie w beczułce po burbonie, jak to zwykle z whisky bywa. Następnie destylat powędrował do beczek po porto. Finiszowanie w port pipe zajęło 4 lata. Whisky rozlano do nieco ponad 3000 butelek (dlatego też na butelce widnieje Limited Edition) z słuszną mocą 58,6% alk. Wysoki woltaż sugeruje, że mamy do czynienia z whisky w mocy beczki, choć znowu należałoby pisać tyradę o różnicy między mocą beczki (l.poj.) a mocą beczek (l.mn.). Brak filtracji na zimno jest rzecz jasna oczywisty.
Moja opinia o Tobermory Port Pipe 12yo
Wzrok: łososiowo – poziomkowy
Zapach: słodko, owocowo i kwieciście, róże, trochę suszu owocowego, cukierki z alkoholem, waniliowy krem z owocami, po chwili zapach starej drewnianej skrzynki
Smak: słodziutko, ale też lekko ostro, pomarańcze, wanilia, karmel, na koniec lekko goryczkowy posmak
Finisz: dłuuuuuugi, delikatnie słodki, cytrusowy
Cena: 500-600 zł
Tobermory zwykle jest zajepyszna! Mniej lub bardziej. Przykładowo – nieistniejąca już Tobermory 10yo jest dla mnie klasyką whisky lekkich i zwiewnych. Za to jej następczyni – Tobermory 12yo to wypisz-wymaluj porządna whisky owocowa. Nie wiem, czy poznałem jakąś whisky z tej gorzelni, o której bym powiedział „Ale słabizna”.
Z Tobermory Port Pipe 12yo jest jak z ciekawą książką. Martwisz się, że zaraz, za chwilkę się skończy. A chcesz się napawać nią wciąż i wciąż. Ta whisky ma w sobie tyle wariacji, że można nad nią siedzieć długie minuty. Zaczyna się słodziutko, ale delikatnie. Po chwili w zapachu zaczyna mocniej przebijać zapach różany, który aż kręci w nosie. Z uwagi na moc procentów, alkoholu nie da się pominąć w aromacie. Przypomina on cukierki z alkoholem (bynajmniej nie wiśnie w alkoholu!). Jeśli będziesz mieć możliwość napicia się tej whisky, to proponuje zostawić na chwilę kieliszek, zapomnieć o nim na 5-10 minut. Po czasie w zapachu pojawi się coś, co mnie skojarzyło się ze starą, drewnianą skrzynką. Na samiutkim, samuteńkim końcu czuć jakby suszone zioła. Zapach tej whisky jest obłędny!
W smaku dzieje się trochę mniej. Mamy słodycz, ale też i pewną ostrość przypraw. Jest sporo świeżych pomarańczy, wanilii, trochę karmelu. Pod sam koniec robi się ciut goryczkowo, co ciekawie kontrastuje z tą całą słodyczą. Finisz jest przyjemny, długi, rzekłbym leniwy… Tak sobie trwa i trwa…
Tobermory Port Pipe 12yo to whisky urzekająca! Szczególnie w zapachu. Aromaty wirują, zmieniają się, raz dominują owoce, raz kwiaty. Smak co prawda nie jest taki wielowarstwowy, zmienny i rozbudowany, niemniej jest po prostu pysznie. Dla tych wszystkich, którzy 1) kochają Tobermory i/lub 2) uwielbiają słodkie whisky, jest to pozycja obowiązkowa. Mam nadzieję, że wielu będzie miało szczęście bliższego spotkania z tą wersją Tobermory, pomimo faktu, że z jej dostępnością może być jakiś mały problem. Polecam!