Port Charlotte Scottish Barley – test whisky
Whisky Port Charlotte Scottish Barley
Jak nie lubić Laddie… ups, już się wygadałem. No nic nie poradzę, że to fajna gorzelnia produkująca ciekawe whisky. No i jak różnorodne! Od lekkiej, nietorfowej Bruichladdich, poprzez średnio torfową Port Charlotte, aż po hipertorfową Octomore. Wszystko z jednej destylarni Bruichladdich. Wszystko z Islay. Gdybym miał wymieniać liczne edycje Laddie, PC czy Octo, to artykuł byłby zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich w historii tego bloga. Destylarnia lubi się bawić i proponuje multum różnych rzeczy (z ginem Botanist włącznie). Whisky Port Charlotte Scottish Barley to chyba taka najbardziej klasyczna wersja z półki średnio torfowych single malt z tej destylarni.
Historia gorzelni jest pokręcona. Działała, nie działała. Ktoś ją kupił, ktoś sprzedał. Nie będę powtarzał historii, którą pokrótce opisałem przy okazji recenzji Port Charlotte 10yo. Warto jednak zaznaczyć, że w Bruichladdich mają niewątpliwie hopla na punkcie tożsamości regionalnej. Zresztą widać to choćby po ujęciu w nazwie whisky informacji o scottish barley.
Tak więc, opisywana dziś łycha to single malt bez określonego wieku. Wiemy za to, że nie dodaje się do niej karmelu do zabarwienia, ani także nie przechodzi ona przez filtrację na zimno. Dzięki temu mamy trunek o pięknej mocy 50% alk.
Moja opinia o Port Charlotte Scottish Barley
Wzrok: jasny złoty
Zapach: wędzone ryby, zakład wulkanizacyjny, zapach morza, wanilia, delikatne owoce
Smak: słodko, kremowo, ale i ostro na języku, wanilia, gęsty dym
Finisz: długi, rozgrzewający, z nutką dębiny
Cena: 250-300 złotych
Są whisky, które doskonale pasują do napicia się ot tak – bez „niewiadomojakich” celebracji. Taką jest dla mnie właśnie PCh Scottish Barley. Rzecz jasna to opcja dla tych, którzy lubią torfowe whisky. Ta single malt, jako tzw. „podstawka” w portfolio gorzelni, nieźle pokazuje, jaki jest charakter torfiaków Laddie.
Mamy więc tu całkiem sporo torfu i morskości. Rybka podwędzona na plaży, zapach morza np. po gwałtownej burzy, gdy powietrze aż kipi. Do tego dochodzi jeszcze coś gumowego – wulkanizacja, przypalona opona. Wszystko to gdzieś tam podszyte jest wanilią i lekkimi owocami. Zapach bardzo ok. W smaku jest w miarę podobnie, czuć sporo kłębów dymu z wędzarni, pojawia się kremowa wanilia, majaczą też słodkie owoce cytrusowe. Na zakończeniu i w finiszu (dosyć długim) wyczuć można dość ostre nuty – coś pomiędzy spirytusem i dębiną.
Laddie to dla wielu osób synonim niekonwencjonalności, szaleństwa. Port Charlotte Scottish Barley odjechaną whisky oczywiście nie jest. To solidna, torfowa daily dram. Można przy niej przyjemnie spędzić wieczór i zaplanować kolejne etapy podróży po świecie Bruichladdich.