Tullibardine Burgundy Finish – test whisky
Whisky Tullibardine nie należy do najbardziej rozpoznawalnych whisky. Nie zalega na półkach większości marketów (bynajmniej nie w Polsce). Warto jednak spróbować ichniejszych edycji finiszowanych w różnych beczkach, w tym Burgundy Finish.
Whisky Tullibardine Burgundy Finish 228
Gorzelnia mieści się w Blackford, w południowym Highlands, tuż tuż przy granicy z Lowlands. Powstanie destylarni datowane jest na 1949 rok, jest więc ona dość młoda. Aczkolwiek, stoi ona na terenie jednego z najstarszych browarów w Szkocji. Zapiski dotyczące browarnictwa w tym miejscu sięgają XV wieku.
Pomimo młodego wieku gorzelnia Tullibardine przeszła sporo zawirowań – kilkukrotne zmiany właścicielskie, zawieszenie produkcji. Po tych zawirowaniach nie łatwo było zaistnieć w świadomości konsumentów whisky. Wobec tego właściciele gorzelni postawili na pomysł sprawdzony wcześniej w kilku innych destylarniach – finiszowanie alkoholu w ciekawych beczkach. W ten sposób powstała seria podstawowych single malt, z których każdy kończy leżakowanie w innej beczce (nie licząc Tullibardine Sovereign, który starzony jest w tradycyjnych beczkach po burbonie).
Z serii „wood finish” pochodzi właśnie Tullibardine Burgundy Finish 228. To single malt, który po okresie leżakowania w beczkach ex-burbon, przelewany jest do 228-litrowych dębowych beczek typu barrique po winie pinot noir z Chateau de Chassagne Montrachet. Whisky butelkowana jest z mocą 43% alk, co oznacza, że mamy do czynienia z single malt filtrowaną na zimno , a do tego barwioną karmelem dla ujednolicenia wyglądu. Whisky ta nie ma określonego wieku.
Moja opinia o Tullibardine Burgundy Finish 228
Wzrok: rubinowo-bursztynowa barwa
Zapach: wiśnie, pieprz i wanilia, mokre drewno
Smak: trochę cierpki, dębowy, lekko pikantny, do tego słodycz czekolady i śliwki
Finisz: dość długi, rozgrzewający
Cena: 150-200 złotych
Ostra sztuka
Tullibardine Burgundy Finish 228 jest ciekawą kombinacją. Szczególnie dla tych osób, które lubią whisky finiszowane w winnych beczkach (nie licząc sherry). Zapach jest bardzo lotny, przyjemny. Ewidentnie wyczuwalne są winne akcenty. W smaku posmak wina pozostaje, aczkolwiek przeważają tony pieprzno-ostre. Całość tworzy całkiem ciekawe połączenie – lekko słodka i pikantna.
Single malt Tullibardine Burgundy jest whisky, do której podchodzę jak do pewnego eksperymentu. Finiszowanie w beczkach po winie (innym niż sherry) nie zawsze kończy się dobrze. W tym przypadku whisky zdecydowanie zyskała w zapachu, trochę mniej w smaku. Biorąc pod uwagę stosunkowo niewielką cenę, można jednak powiedzieć, że jest to single malt, po którego można sięgnąć.