Warszawskie Whisky Live 2021
Po dwóch latach whisky wróciła do warszawskiego Konesera. Whisky Live Warsaw A.D. 2021 już za nami. Czy warto było pojechać do Warszawy na festiwal?
Tak długo czekałem na festiwale whisky. Cały 2020 rok szlag trafił, tfu! Niestety, nie na wszystkie spotkania w 2021 roku udało mi się dotrzeć, ale na Whisky Live Warsaw musiałem być. Służbowo 😉 wszak patronat medialny do czegoś zobowiązuje.😂
Żarty żartami, ale naprawdę cieszę się, że choć WLW mam zaliczone. Mogę z pierwszej ręki powiedzieć, czy warto było wybrać się do Warszawy.
Piękne aromaty i wyjątkowy smak
Najpierw plusy. Nie będzie pewne żadnego zaskoczenia, gdy powiem, że największą wartością dodaną z WLW była możliwość spotkania się ze znajomymi. Pandemiczny rok nieco utrudnił relacje w whiskowym grajdołku, tak więc możliwość spotkania z WAMI, napicia się z WAMI, pogadania z WAMI, ech… Podczas WLW 2021 na 100% przybiłem więcej piątek ✋ niż wypiłem dramów whisky 🙂 I o to chodzi.
Na plus zaliczam też logistykę. Wokół Konesera rozmieszczono strzałki prowadzące na festiwal, przy wejściu wszystko przebiegało sprawnie, miejsca, gdzie odbywały się masterclassy też były fajnie zlokalizowane. Jak zwykle była i festiwalowa mapka. Gooood!
Odnoszę wrażenie, że Whisky Live Warsaw był tym razem bardziej kameralny, w takim znaczeniu, że pojawiły się tam nieprzypadkowe osoby. Nie zauważyłem, aby pomiędzy stoiskami przeciskały się grupki ledwo trzymających się na nogach dżentelmenów, którzy wpadli na festiwal tylko po to, żeby się schlać. A tak to niekiedy bywało. Tak więc kolejny plusik!
Last but not least – obsługa festiwalu i stoisk. Ci ludzi wykonali TYTANICZNĄ pracę, żebyśmy mogli popić whisky, pogadać. Wyobraźcie sobie, ile czasu spędzili na nogach, rozmawiając z każdym, uśmiechając się, opowiadając o trunkach. Mega ciężka robota, dlatego ukłony dla nich.
Gryzący alkohol i spirytusowy finisz
A teraz minusy. Kameralność, tylko że tym razem mam na myśli to, że wszystko było mniejsze. Sala duuuużo mniejsza. Stoiska też zdaje się mniejsze. Ilość wystawców – rzecz jasna mniejsza.
Choć sama lokalizacja w Koneserze jest bardzo spoko, to jednak niewielka powierzchnia na pięterku była średnim wyborem. Pewnie z racji ograniczenia powierzchnią wielu wystawców, którzy zwykle bywali na WLW, tym razem się nie pojawiło. Szkoda.
No i chyba na tym koniec. Więcej minusów nie stwierdzono (bo do tego, że trzeba zapłacić 5 pln za zwykłego blenda z B…🐞 to już przywykłem).
Aha, ważna rzecz. Jak na każdym festiwalu wybieraliśmy (my, uczestnicy, wszyscy) najlepszą whisky. W tym roku nagrodę odebrał Bartek Ziembaczewski z Diageo, ponieważ w głosowaniu wygrała single malt Talisker 15yo. Gratulacje!
PS: wszystkie zdjęcia pochodzą z FB Whisky Live Warsaw, a zdjęcie Bartka jest od Bartka. Wybaczcie, ja nie miałem czasu na fotki 😉