Relacja z XIII OSWiA

13-ta edycja Ogólnopolskiego Salonu Win i Alkoholi Mocnych w Warszawie bynajmniej nie okazała się pechowa. Sporo nowości plus stare sprawdzone pozycje. No a do tego masterclass Glen Scotia.
W kalendarzu fanów mocnych trunków jesienny Salon Win i Alkoholi (czyli po prostu OSWiA) to pozycja obowiązkowa. Ten festiwal wyróżnia się przede wszystkim różnorodnością alkoholi, jakie można tu spróbować. Whisky, bourbony, calvadosy, brandy… długo by wymieniać (pominę już, że pierwszy dzień festiwalu poświęcony jest w całości winom). Za każdym razem, gdy jestem na OSWiA, to staram się popróbować różnych ciekawostek, a nie tylko whisky. Choć tegoroczny festiwal zacząłem właśnie od single malt, i to z przytupem!
Glen Scotia w całej okazałości
Mnie do whisky z Campbeltown absolutnie nie trzeba przekonywać, do Glen Scotia również. Dlatego gdy pojawiła się możliwość wzięcia udziału w masterclass, no cóż… 🙂

Zaczęliśmy od GS 18yo – przyjemna, owocowo-karmelkowa whisky z dymną otuliną. Później przyszła pora na Glen Scotia 25yo (whisky roku 2021 podczas konkursu San Francisco World Spirits Competition). To single malt o wprost niesłychanym aromacie, w którym walczą ze sobą aromaty jabłek, goździków i wanilii, a w smaku pojawia się typowa dla tej destylarni słona nuta.
Jako trzecią piliśmy Glen Scotia z 1999 roku „Distillery of the year 2021”. Ta 22-latka o mocy 54,8% zaskoczyła zapachem egzotycznych owoców, ale nie takich świeżych, tylko zatopionych w syropie/zalewie. Wg mnie dominował przede wszystkim ananas. W smaku pojawiła się za to wytrawność i zioła.
Czwartą pozycją była moja ulubiona Glen Scotia Vitoriana (muszę w końcu napisać o niej odrębny art.). No i na koniec tegoroczna festiwalowa butelka – 8-letnia torfowa GS z beczek po PX – trunek do popijania zimą przed TV.
A co poza tym na XIII OSWiA
Tak jak wspomniałem – dla mnie ten festiwal to poszukiwanie ciekawostek, testowanie i odkrywanie. Niektóre rzeczy piłem wcześniej i chciałem je sobie przypomnieć, inne to dla mnie nowości. Zatem co znalazłem? Oj dużo tego było, dużo, a to tylko niewielki obraz tego, co można było spróbować podczas festiwalu.
W świecie whisky niezwykle popularne są single malt z beczek po sherry, po porto albo po jeszcze innych winach. A czy w ogóle znasz smak tych win?
Moim zdaniem warto zobaczyć, czym różni się włoska marsala od portugalskiej madery albo porto tawny od colheita.

PS: ta madera Barbeito 2007 wymiata!

A że świat win i win wzmacnianych wciąż jest dla mnie tajemnicą, udowodnił ten trunek. Choć wina z apelacji Rivesaltes piłem już wcześniej, to wino Rivesaltes Ambre 20 Ans Arnaud uwiodło mnie cudownym aromatem suszonych owoców i orzechów. Szczerze polecam.

A fanów mocniejszych trunków zachęcam do spróbowania wódki Basmoon. Destylowana aż pięciokrotnie z baskijskich ziemniaków. Piłem ją już kilka razy i zawsze się dziwię, jak mocno ten trunek różni się od powszechnie znanych wódek.

Przyjemny do sączenia był też calvados (a właściwie blend cydrowo-calvadosowy) Pommeau Louis Lauriston – taki w sam raz na zbliżającą się zimę, choć ma tylko 17% alk. Natomiast w zapachu króluje w nim letni sad pełen soczystych jabłek i gruszek.

Na OSWiA nie brakowało także rumów czy burbonów. Blanton’s w ciągu ostatnich kilku lat urósł do roli Świętego Graala poszukiwanego niczym największy skarb. A Hampden Rum – cóż, dla mnie to wciąż przykład tego, że alkohol pachnący powietrzem z materaca i klejem butapren może uwieść i rozkochać.


Na OSWiA po prostu trzeba przyjechać. Nie zależnie od tego, czy szukasz brandy, whisky czy grappy – ten festiwal jest wyjątkową okazją na spróbowanie przeróżnych perełek.
Widzimy się za rok!